25.10.16, Sofia
Couchsurfer u którego bumeluję jest kosmitą.
Miałem się powstrzymać od wydawania osądów, a poległem w pierwszym zdaniu. W takim razie suche fakty na temat gospodarza oraz historie jakie mi opowiedział:
Mimo wszystko, dzięki niemu zaoszczędziłem kilka groszy i miałem dobrą bazę wypadową na masyw Witosza i jego najwyższy szczyt Czarny Wierch 2290mnpm. Idąc z mieszkania na szczyt i z powrotem zrobiłem jakieś 40km. To pestka przy dobrej pogodzie i odpowiedniej ilości prowiantu. A widok? Dla odmiany znów znad chmur.
26.10.2016
Za 18,00 Lewów jadę do Veliko Tarnovo. Kierowca pali papierosy, trąbi na kurwy i wyprzedza jak szatan - hartowanie przed powrotem do białoczerwonej jazdy. A podobno Rosjanie są jeszcze ciekawsi. I Hindusi arcypiraci, którzy mogą wszystko. Im dalej w las tym więcej drzew.
O Veliko usłyszałem od Camili jeszcze w Thessalonikach. Podobno znacznie przyjemniejsze niż Sofia. Gdy w drodze na dworzec przeszedłem przez stolicę Bułgarii ucieszyłem się, że nie poświęciłem jej więcej czasu. W Veliko gości mnie Lema. Młoda tatuatorka mieszkająca w studiu malarskim z kolesiem imieniem Svetlo. Takie imię to ja mógłbym mieć przyznam. Światło Gudel. Pasowałoby do rodzinnej profesji. Światło - absolwent Technikum Elektrycznego. To brzmi dumnie. Lema mieszka ze szczurem imieniem Miszka. Uroczy zwierz. Jego światem jest fotel i umieszczona tam pod stertą kocy klatka. Nie schodzi na ziemię. Wsuwa solone paluszki i spaceruje po warstwach kocy. Gdy pojawiam się w studiu, które z chęcią nazwałbym squotem, gdyby nie było wynajmowane za prawdziwe pieniądze, Svetlo z ziomkiem smażą lolki. Gość w dom, bóg w dom, a żem głodzien, to po kolejce jestem miękki jak prezydent Słupska. Jak mu tam? No to właśnie on.
Lema zaraz ma dzień próbny w lokalnym studiu tatuażu. Jeszcze przed idziemy na piwo. Ja, by napełnić żołądek i skosztować nowości zamawiam panierowany mózg wieprzowy. Pewnie, że da się zjeść, ale uszami z radości nie klaskałem. Paciaja straszna.
Trochę o Świetle. Światle?
33g wypala w miesiąc; to równowartość 500 Lewów; tysiąc złotych miesięcznie przepuszczonych przez płuca.
Wracając do mózgu. Nie polecam. Za to panierowany ozór wieprzowy to już inny gatunek literacki. Rozpływa się w ustach…
Couchsurfer u którego bumeluję jest kosmitą.
Miałem się powstrzymać od wydawania osądów, a poległem w pierwszym zdaniu. W takim razie suche fakty na temat gospodarza oraz historie jakie mi opowiedział:
- polowanie na wilki na mocnym rauszu. wraz ze znajomymi położył kilka tych drapieżników, gdy się rzuciły na myśliwych. zabili je nożami i maczetami
- palił kiedyś turbojointy. 30cm.
- jest kolekcjonerem broni białej
- włącza bardzo głośno muzykę i zasuwa po pokoju z mieczami
- w jego mieszkaniu funkcjonują kolesie - znający sztuki walki. są wszędzie tam gdzie on. gdy gadam z nim dłużej w pokoju sam na sam wpadają rzucić okiem, nazywa ich “friends”
- jego matka jest windykatorem i utrzymuje rodzinę
- jej syn, a zarazem osobnik, który mnie gości, nic nie musi robić
- jest gruby
- żre białko
- kiedyś ścigał sie w wyścigach samochodowych, został zepchnięty z trasy przez zawistnego zawodnika, a potem sprał mu wizytówkę - wyklepał mu ryj
- trenuje kung-fu z szacunkiem przypominając, że to sztuka
- godzinami gra w Starcrafta
- je pizzę nie odrywając wzroku od ekranu
- prócz mieczy ma w pokoju worek treningowy
- mówi bardzo dobrze po angielsku
- pali fajki
- pije piwo i drogą whisky
- jest gruby
- ma 21 lat
Mimo wszystko, dzięki niemu zaoszczędziłem kilka groszy i miałem dobrą bazę wypadową na masyw Witosza i jego najwyższy szczyt Czarny Wierch 2290mnpm. Idąc z mieszkania na szczyt i z powrotem zrobiłem jakieś 40km. To pestka przy dobrej pogodzie i odpowiedniej ilości prowiantu. A widok? Dla odmiany znów znad chmur.
26.10.2016
Za 18,00 Lewów jadę do Veliko Tarnovo. Kierowca pali papierosy, trąbi na kurwy i wyprzedza jak szatan - hartowanie przed powrotem do białoczerwonej jazdy. A podobno Rosjanie są jeszcze ciekawsi. I Hindusi arcypiraci, którzy mogą wszystko. Im dalej w las tym więcej drzew.
O Veliko usłyszałem od Camili jeszcze w Thessalonikach. Podobno znacznie przyjemniejsze niż Sofia. Gdy w drodze na dworzec przeszedłem przez stolicę Bułgarii ucieszyłem się, że nie poświęciłem jej więcej czasu. W Veliko gości mnie Lema. Młoda tatuatorka mieszkająca w studiu malarskim z kolesiem imieniem Svetlo. Takie imię to ja mógłbym mieć przyznam. Światło Gudel. Pasowałoby do rodzinnej profesji. Światło - absolwent Technikum Elektrycznego. To brzmi dumnie. Lema mieszka ze szczurem imieniem Miszka. Uroczy zwierz. Jego światem jest fotel i umieszczona tam pod stertą kocy klatka. Nie schodzi na ziemię. Wsuwa solone paluszki i spaceruje po warstwach kocy. Gdy pojawiam się w studiu, które z chęcią nazwałbym squotem, gdyby nie było wynajmowane za prawdziwe pieniądze, Svetlo z ziomkiem smażą lolki. Gość w dom, bóg w dom, a żem głodzien, to po kolejce jestem miękki jak prezydent Słupska. Jak mu tam? No to właśnie on.
Lema zaraz ma dzień próbny w lokalnym studiu tatuażu. Jeszcze przed idziemy na piwo. Ja, by napełnić żołądek i skosztować nowości zamawiam panierowany mózg wieprzowy. Pewnie, że da się zjeść, ale uszami z radości nie klaskałem. Paciaja straszna.
Trochę o Świetle. Światle?
- dilowanie rąk nie brudzi
- ma dobry materiał
- ma go dużo
- ma klientów, którzy są z nim już kilkanaście lat
- puszcza z dymem 1-1,5g dziennie
- wie gdzie i kiedy zbierać grzyby
- twierdzi, że religia chrześcijańska to jedna wielka konspiracja
- ufa Zaratustrze
- na przytyki odnoszące się do bułgarskiego pomysłu łączenia prysznica z toaletą odpowiada, że to jakby ubić dwa króliki jednym strzałem
- zjada ze mną wielką kolację składającą się z piwa i mięsa
- zagryza ją lolkiem
- od 2 lat ma sukę Amstafa, która dzień spędza na fotelu
- jest wydziarany
- włosy spina w kucyk
- śmieje się sam do siebie
- nie chce wejść do restauracji, gdy jest w niej zbyt wiele ludzi
- w Veliko Tarnovo jest już 11 lat
- ma silne plany zmiany życia i wyjazdu do Niemiec
- na okrągło silnie odkrztusza plwociny
- ma 33 lata
33g wypala w miesiąc; to równowartość 500 Lewów; tysiąc złotych miesięcznie przepuszczonych przez płuca.
Wracając do mózgu. Nie polecam. Za to panierowany ozór wieprzowy to już inny gatunek literacki. Rozpływa się w ustach…